Poród przedstawiany jest w mediach jako coś pięknego. Pomijane jest to, że towarzyszy temu bardzo często ogromny ból. Jednak to, jak on przebiegnie jest indywidualną sprawą każdej kobiety. Nie ma więc sensu opierać się na historii mamy, babci czy koleżanek. Niekoniecznie sprawdzi się to w Twoim przypadku.
Strach, stres czy przerażenie są tu normalną sprawą. Ważne jest to, żeby spróbować nie nakręcać się niepotrzebnie. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Ja kiedy byłam pytana o to, czy boję się porodu bez zastanowienia odpowiadałam, że nie. Starałam się o tym po prostu nie myśleć.
Od początku byłam przygotowana na cesarskie cięcie. W moim przypadku nie było zbytnio innego wyboru ze względu na moją niepełnosprawność. Wiedziałam, że jest to operacja i powrót do stanu sprzed ciąży będzie trudny i czasochłonny. Do dzisiejszego dnia dochodzę do siebie i wiem, że jeszcze zajmie mi to trochę czasu. Jednak już prawie wszystko robię sama, więc jestem bliżej niż myślałam.
Mimo tego, że byłam świadoma, że czeka mnie cesarka to kiedy faktycznie zapadła decyzja i zaczęłam o tym więcej myśleć, do głowy przychodziły mi różne rzeczy. W całej tej sytuacji bałam się tak naprawdę dwóch scenariuszy - tego, że nie obudzę się ze znieczulenia oraz tego, że Lusia mocno ucierpi na wcześniejszym terminie. Niestety to drugie się sprawdziło.na szczęście teraz już wszystko jest dobrze. Wiedziałam, że będzie. Mała jest silna i zawsze będzie.
Strach przed znieczuleniem ogólnym towarzyszy mi odkąd pamiętam. Zawsze przy każdej operacji modliłam się, żeby nic mi nie było. Szczerze mówiąc nie wiem skąd wziął się u mnie ten strach, ale zanosi się na to, żeby mnie opuścił.
Kiedy obudziłam się po porodzie, pamiętam, że byłam cholernie zmęczona. Na początku tylko fizycznie. To całkiem normalne, więc tak naprawdę nie przywiązałam do tego zbytniej uwagi. Musiałam to po prostu przeczekać. Z czasem z moją psychiką było coraz gorzej. Nie potrafiłam pogodzić się z tym, że wszystkie kobiety, z którymi leżałam na sali mają obok siebie swoje dzieci, a ja nie. Moje dziecko w tym czasie walczyło o siebie. To było dla mnie na tyle dołujące, że postanowiłam na własne żądanie wyjść do domu. Każdy kolejny dzień spędzony w szpitalu sprawiał, że czułam się coraz gorzej, dlatego mimo strachu, że nie będę mogła przychodzić do Lusi, wypisałam się.
Do domu wróciłam w tragicznym stanie psychicznym i do dzisiejszego dnia jest ciężko. Miewam dni kiedy jedyne, co robię to płaczę. Na szczęście otaczają mnie naprawdę cudowni ludzie, którzy próbują mnie wyciągnąć. Wiem, że to wszystko minie. Muszę po prostu dać sobie czas. Mam dla kogo walczyć o siebie.
Szkoda, że w szpitalu nikt nie zaproponował mi wsparcia psychologa, bo może uniknęłabym obwiniania się o to, co działo się z Łucją. Uważam, że każdej kobiecie po porodzie powinno być to proponowane. Jednak wydaje mi się, że tego nie doczekam.
Poród nie jest łatwy nie tylko dla ciała. Psychika też musi to unieść. Psycholog w szpitalu powinien moim zdaniem być dostępny dla wszystkich w każdym momencie. Bez pomocy nie jest trudno o baby blues czy też depresję poporodową, z których wyjść już bardzo ciężko. Gdyby personel szpitala miał czasem inne podejście, byłoby to też połową sukcesu.
Komentarze
Prześlij komentarz