Znowu dawno nie pisałam, mimo że często mówiłam, że tego mi brakuje. Chyba przestało mi to przynosić taką radość, jaką kiedyś odczuwałam. Jednak niedawno Ktoś przypomniał mi, jak wiele dobrego mi to dawało. Ta wiadomość była jak Iskierka motywująca do działania ;) Dziękuję ci, Mordo ^^
Ostatnio zrozumiałam też, że pisząc tutaj nie byłam stuprocentowo sobą. Od samego początku starałam się pilnować języka, którym się posługiwałam. Mimo że na co dzień przeklinam, czasem nawet za dużo tego tutaj nie było. Właśnie tego mi brakowało. Takiej swobody, żeby czasem rzucić "kurwa". Narzuciłam sobie ograniczenia, choć nikt tego ode mnie nie oczekiwał. Postanowiłam jednak od dziś pisać tylko tak, aby mieć poczucie, że to, co czytasz, jest całkowicie moje.
Ale ale! Zaczynając od początku...
Cześć! Tęskniłam cholernie, ale wracam teraz z nadzieją, że tym razem na stałe. Od ostatniego wpisu (listopad 2021) moje życie zmieniło się o 180°.
Najważniejszą zmianą jest rozstanie z ojcem Łucji. Była to bardzo trudna, ale mimo wszystko dobra dla mnie i Lusi decyzja.
Ułożyłyśmy sobie życie we dwie i na ten moment jest nam tak dobrze. Nasze życie stało się spokojniejsze, jednak czasem czuję się bardzo przygnieciona tym wszystkim, co spadło na mnie. Mam gorsze dni, kiedy brakuje mi siły na podstawowe czynności. Nauczyłam się jednak, że jest to całkowicie naturalne i daję sobie chwilę na podniesienie z tego stanu.
Mimo że długo dochodziłam do wniosków, jakie mam dziś, jestem stuprocentowo pewna, że dla Lusi zrobię absolutnie wszystko. Bez względu na to, co kto o mnie myśli.
Jestem najlepszą mamą, jaką mogłabym być. A jeśli ktoś myśli inaczej, to nie interesuje mnie to.
Bardzo łatwo przychodzi nam ocenianie decyzji drugiego człowieka, kiedy nie wiemy, przez co musiał przejść, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jest. Smutne jest to, że trudno jest znaleźć w tych czasach serdeczną osobę, która nie czeka na nasze potknięcie tylko po to, żeby móc wykorzystać to przeciwko nam. To jednak nie oznacza, że nie istnieją już dobrzy ludzie. Istnieją, ale jest ich już niewielu.
Czasem w najmniej spodziewanym momencie możemy na nich trafić. Lub co lepsze - stać się taką osobą.
Myślę, że bardzo ważne jest, aby mimo negatywnych doświadczeń mieć w sobie siłę, aby być dobrym człowiekiem. Wszystko, co wysyłamy do świata, zawsze do nas wróci.
Życie kopie czasem zajebiście mocno, wiem. Jednak czynienie zła tylko dlatego, że samemu się go doświadczyło, sprawi, że nie wyjdziemy z tego błędnego koła.
Ten trudny dla nas czas pokazał mi też, na kogo tak naprawdę mogę liczyć. Było wiele trudnych momentów, w których myślałam, że nie dam rady, ale wierzę, że jeszcze będzie pięknie. Bez względu na wszystko inne.
Jaka jest najważniejsza lekcja z tego czasu? Jeśli coś nie przynosi ci choć odrobiny szczęścia - odpuść. Bo prędzej czy później cię to zniszczy.
Ostatnio znów miałam jakiś chujowy czas, ale są wokół mnie ludzie, którzy próbują mi pomóc, i z całego serca dziękuję wam za to.
W międzyczasie Lusia zaczęła chodzić do żłobka. W ciągu tych kilku miesięcy nauczyła się setek nowych rzeczy, bardzo szybko się rozwija. Jestem z niej cholernie dumna. Z każdym dniem zadziwia mnie coraz bardziej tym, jak wiele potrafi.
Kiedy słyszałam tekst w stylu "dopiero jak będziesz miała dzieci, zauważysz, jak szybko czas ucieka". Zawsze reakcja była podobna. Śmiałam się i uważałam, że to gówno prawda. No cóż, pomyliłam się. Teraz naprawdę po Luśce widzę, jak szybko czas leci.
❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń