Bycie mamą dla każdej kobiety jest ogromnym wyzwaniem. Każda czegoś się boi, różnie przechodzi okres ciąży i połogu. Wszystko tak naprawdę zależy też od tego, czy kobieta ma wsparcie od bliskich w tym trudnym czasie.
Decydując się na dziecko, zmagając się z jakąś niepełnosprawnością trzeba liczyć się z ryzykiem, jakie niesie ta decyzja.
Ja nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, jak ciężki może być czas ciąży oraz ile wyrzeczeń mnie czeka. Cholernie cieszę się, że mogłam liczyć na wsparcie bliskich, bo bez tego byłoby mi bardzo ciężko i szczerze mówiąc nie wiem czy sama bym to uniosła. Najbardziej bolesne dla mnie było to, że z każdym kolejnym tygodniem ciąży coraz mniej czynności byłam w stanie zrobić sama. Byłam zależna od drugiej osoby. Pod koniec ciąży mój stan zdrowia też pozostawiał wiele do życzenia. Mimo tego, że ze wszystkich sił próbowałam doczekać do terminu porodu to niestety mój organizm miał trochę inny plan. Pod koniec 33 tygodnia dostałam skierowanie do szpitala z powodu nadciśnienia. To były najgorsze i najlepsze dwa tygodnie jednocześnie. Najgorsze przez to, że byłam tam totalnie sama, zdana na łaskę personelu, który nie zawsze zachowywał się tak jak powinien. Najlepsze w pobycie tam było przyjście na świat mojej córki - Łucji.
Łucja urodziła się 30 grudnia 2020 roku o godzinie 9.02 w 35 tygodniu ciąży. Nie sądziłam że stanie się to tak szybko, ale niestety nie było innego wyjścia. Im większy brzuch, tym ciężej mi się oddychało. Pod koniec 34 tygodnia każda pozycja była dla mnie udręką, po prostu dusiłam się, leżąc. Przed podjęciem decyzji o cesarskim cięciu byłam zapewniana przez lekarza, że z Małą będzie wszystko w porządku, bo każdy organ jest już odpowiednio wykształcony. Niestety tak nie było. Mała urodziła się z problemami z oddychaniem, traciła oddech, nie potrafiła utrzymać ciepła ciała, a później złapała infekcję z mojego organizmu. To wszystko sprawiło, że Łucję mogłam zabrać do domu dopiero po dwóch tygodniach. Zbawieniem było to, że mogłam odwiedzać ją codziennie.
Dokładnie pamiętam dzień, kiedy mogłam zobaczyć ją po raz pierwszy. Miała sondę przyklejoną do nosa, maseczkę na buzi i pulsometr na stopie. Kiedy tylko ją ujrzałam, miałam wrażenie że moje serce pęka. Chciałam zabrać z niej to wszystko i wziąć na siebie. Później było gorzej. Kiedy w badaniach wyszła infekcja, na jej małej rączce pojawił się jeszcze wenflon. Nie potrafiłam powstrzymać łez, kiedy to zobaczyłam. Taka malutka, a już tyle przeszła. Pokazała swoją siłę i wolę walki o życie. Jestem z niej bardzo dumna i zawsze będę powtarzać, że jest wielką wojowniczką.
Mimo, że miałam duże wsparcie, miewałam gorsze dni, w których obwiniałam się, że Mała musi przez to przechodzić. Wiem, że to zgubne, ale nie potrafiłam inaczej. Po prostu chciałam od niej wszystko, co złe.
To chyba jest ta prawdziwa miłość.
Wiem, że macierzyństwo na wózku nie będzie łatwe, ale damy radę. Musimy dać radę! Cieszę się, że nie jestem z tym sama.
Dawid, mimo wszystko dobrze, że jesteś!
Mamo, kocham Cię ponad wszystko!
Tato, jesteś niezastąpiony!
Oliwka, będziesz najlepszą chrzestną! Wiem to!
Ewa, widzisz więcej niż inni i to w Tobie uwielbiam!
Wtedy kiedy trzeba Gang jest w pogotowiu! Dobrze mieć taką świadomość!
Maluchu, czeka nas naprawdę wspaniałe życie, obiecuję Ci!
Kocham Cię, Kapucynko
Komentarze
Prześlij komentarz